W ostatnim roku budżet państwa stracił na zwolnieniach chorobowych aż 20 milionów euro. Teraz wybrani lekarze sprawdzają system, który ma tę dziurę załatać. Już nie będzie łatwo otrzymać takiego zwolnienia…
Do tej pory zasady były proste. Przychodziłeś do lekarza, mówiłeś, że coś Cię boli, najlepiej żeby nie było to zbyt poważne, bo mogłeś dostać skierowanie do szpitala, płaciłeś 50 euro i dostawałeś zwolnienie lekarskie. Jeśli lekarz był fajny, a przeważnie byli, bo zależało im, żebyś zostawił następne 50 euro, to mogłeś dostać wolne nawet na tydzień. I mogłeś zostać sobie w domu, a wypłata wpływała na konto. Jeszcze lepiej było wymyślić poważną chorobę i później symulować objawy. Takie praktyki kosztują podatników 20 mln euro rocznie.
Dlatego Ministerstwo Opieki Społecznej zamierza ograniczyć liczbę zwolnień chorobowych, wypisywanych przez lekarzy pierwszego kontaktu.
Stąd już niedługo wprowadzony zostanie specjalny program. Lekarze otrzymają zestaw wytycznych określający m.in. orientacyjny czas leczenia pacjenta w przypadku różnych chorób: bólu kręgosłupa, problemów psychicznych, dolegliwości sercowych i płucnych, przemieszczeń stawów i rozmaitych operacji chirurgicznych. Kiedy to zostanie wprowadzone? Na razie system testowany jest przez 200 lekarzy. Test potrwa sześć miesięcy. Jeśli wynik będzie pozytywny, program zostanie wdrożony w całym kraju.
Okazuje się, że lekarz za wypisanie zwolnienia pobiera 8,25 euro z budżetu państwa. Tylko w 2011 roku wypisano w sumie 3,4 mln zwolnień, czyli chorowali wszyscy pracujący w Irlandii, niektórzy kilka razy. Kosztowało to skarb państwa 28,2 miliona euro. Już wtedy Ministerstwo Zdrowia zaczęło walczyć z liczbą chorujących. Najwięcej było ich zresztą w służbie zdrowia. Sprawdzano dokładnie każde zwolnienie i już w 2012 roku udało się zredukować tę liczbę do 2,5 mln zaświadczeń, kosztujących już 20,8 mln euro.
Jak informują irlandzcy dziennikarze, którzy zresztą nie raz symulowali choroby i nie mieli problemów z uzyskaniem zwolnienia największy problem, to właśnie symulanci, którzy już zdrowi wcale nie śpieszą się z powrotem do pracy. A płacimy za nich my…
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.