W październiku tego roku Irlandia obchodziła nietypową rocznicę. Nietypową o tyle, że nie jest ona związana z żadnym radosnym wydarzeniem. Wręcz przeciwnie – w październiku 2014 roku oficjalnie ogłoszono wprowadzenie opłat za wodę. A Irlandczycy zaczęli masowo wychodzić na ulice.
Takiej aktywności społecznej Zielona Wyspa nie widziała od czasów kryzysu. Ulice irlandzkich miast niemalże każdego tygodnia zapełniały się tłumami ludzi. Mieszkańcy Zielonej Wyspy nie zgadzali się na wprowadzenie opłat za wodę pitną. A Irish Water stało się najbardziej znienawidzoną instytucją. Zaraz obok rządu.
Jak niektórzy uważają, protesty społeczne otworzyły nową erę w irlandzkiej polityce. „The Journal.ie” twierdzi, że jej symbolicznym początkiem były protesty, które odbyły się właśnie 11 października ubiegłego roku. Wówczas na ulice irlandzkich miast wyszło dziesiątki tysięcy wkurzonych Irlandczyków.
Right2Water, które zorganizowało wówczas demonstrację, szacowało, że udział w niej wzięło od 80 tys. do 100 tys. Irlandczyków. A spodziewali się przynajmniej kilka razy mniejszej skali wydarzenia. Swoim zasięgiem protesty objęły cały kraj. Najwięcej wkurzonych pojawiło się oczywiście w Dublinie.
Niezadowoleni Irlandczycy zadbali o to, by politycy, którzy wprowadzili opłaty, nie mieli spokojnego życia. Byli oni atakowani niemalże wszędzie, gdzie się pojawili. Nie mogli wyściubić nosa ze służbowych limuzyn, przed którymi czyhali demonstranci.
A jak już wyściubili, to obrywali. Tak jak Joan Burton, minister opieki społecznej, która podczas demonstracji w Jobstown dostała balonem wypełnionym wodą. Obrywał każdy minister, niezależnie od tego, jak bardzo był zamieszany we wprowadzenie opłat.
– Myślę, że 11 października ubiegłego roku zmieniło naszą politykę. I to fundamentalnie – powiedział na łamach „The Journal.ie” Paul Murphy. Irlandzki poseł z Anti Austerity Alliance stał się głosem przeciwników opłat za wodę. Na fali społecznych protestów wpłynął do irlandzkiego parlamentu.
– Ci ludzie nie wrócili do domów – mówił o protestujących. – Angażowali się w dalsze protesty – na początku listopada, pod koniec grudnia oraz także w tym roku…
Jak zaznacza Murphy, na krzykach i marszach jednak się nie skończyło. Poseł powiedział, że dla wielu Irlandczyków protesty były początkiem poważnego angażowania się w politykę. Idąc jego narracją – miejmy nadzieję, że z tej społecznej frustracji poza zwałami krzyków i wściekłych haseł zrodzi się coś naprawdę pożytecznego.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.