Nasza Gazeta w Irlandii Sport to nie tylko pasja – to siła charakteru - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Sport to nie tylko pasja – to siła charakteru

Młodość to czas, kiedy nawet boso możemy przemierzyć świat, czyż nie? To właśnie wtedy odkrywamy swoje pasje, poznajemy otaczającą nas rzeczywistość i szukamy autorytetów, wzorców do naśladowanie, głęboko wierząc w to, że niemożliwe nie istnieje. Młodzież Polskiej Szkoły SEN jest tego najlepszym przykładem. Są wśród nich wrażliwi poeci, utalentowani recytatorzy, być może przyszli artyści, chętni do dyskusji, pełni pasji, wiary w siebie i swoje możliwości. Nie brakuje też miłośników sportu, fanów piłki nożnej, dla których codzienne treningi, samodyscyplina nie jest przymusem, a częścią życia. Zadziwiające jest to, że wśród tak wielu obowiązków i pasji, wciąż mają czas i chęci na sobotnią naukę w Polskiej Szkole SEN.

Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do przeczytania relacji, z ważnych sportowych wydarzeń, których obserwatorami są uczniowie, klasy 7 – młodzi, zdolni i ambitni – „dwujęzyczni bohaterowie” szkoły SEN.

Magdalena Marciak

21 października o 4:10 rano, obudziłam się, spakowałam wszystkie rzeczy, zjadłam śniadanie i ruszyłam z mamą na lotnisko. Tradycyjnie przeszłyśmy przez security i do bramki, gdzie spotkałam moją koleżankę oraz resztę klubu Aikido. Wsiedliśmy do samolotu, oczekując na lot do Leeds. Jednak okazało się, że kurs został przekierowany do Liverpoolu. Ahoj – przygodo!

Po wylądowaniu czekał na nas prywatny autobus do Leeds. Podróż trwała 2,5 godziny. Tuż przed zawodami mogliśmy w wolnym czasie się zrelaksować. Z moją koleżanką i jej rodziną zdecydowaliśmy pojechać do Bradford autobusem. Poszliśmy do centrum handlowego, który nazywał się Brodway. Weszliśmy do fajnego sklepu z tradycyjnymi indyjskimi ubraniami. Mama mojej koleżanki pokazała nam, jakie ubrania noszą na Dewali. Jednak nie byłybyśmy prawdziwymi kobietami, gdybyśmy nie poszły jeszcze do sklepu z kosmetykami i nie odwiedziły innych znanych marek. Później wróciliśmy do hotelu. Okazało się, że byłyśmy w innym hotelu niż reszta klubu. Plus był taki, że był on blisko miejsca, gdzie miał odbyć się konkurs, w którym brałam udział.

Adrenalina przed zawodami rosła. Wszyscy się trochę stresowaliśmy. Wyprasowałam strój, spakowałam resztę rzeczy i poszłam spać. Następnego dnia tuż po śniadaniu, ubrałam kimono, odpowiednio ułożyłam włosy i wyszliśmy z hotelu, oczekując na taksówkę. Dojechaliśmy na miejsce pierwsi, 15 minut później pojawiła się reszta klubu i zaczęły się przygotowania. Najpierw obowiązkowe rozciąganie, bo oczywiście nie jest dobrym pomysłem zacząć konkurs bez rozgrzewki. Następnie cały klub głośno wydał nasz tradycyjny okrzyk. Na początku zawody na matach rozpoczęli dorośli, poniżej ośmio i dziesięciolatkowie. Ach, co to były za emocje. Biegaliśmy naokoło mat, gdyż co chwilę ktoś z naszego klubu walczył. Przemieszczaliśmy się z jednej strony hali do drugiej i krzyczeliśmy głośno, dopingując drużynę. Zanim zaczęłam swoje rozgrywki, już nie miałam głosu, ale nie mogłam przecież nie wspierać mojego klubu.

Prawie trzy godziny po rozpoczęciu konkursu przyszedł czas na mnie. Weszłam na maty. Pierwsze miałam „Kata” – czyli podstawowe techniki. W tej kategorii nikt nie może kibicować. Ja i mój partner przeszliśmy tylko przez dwie rundy i w trzeciej rundzie niestety odpadliśmy. Muszę przyznać, że nie było to najfajniejsze uczucie, ale taki jest sport, nic nie mogłam zrobić.

Następną kategorią było „Kakarigeiko” podobne do pierwszej, ale w tej kategorii można robić jakąkolwiek technikę, w dowolnej kolejności i tutaj, w przeciwieństwie do pierwszej kategorii, można było liczyć na kibiców oraz wsparcie i okrzyki drużyny. Tutaj niestety również się nie udało, medal powędrował do kogoś innego.

Ostatnia runda, w mojej grupie wiekowej – czyli „Ninin dori” – była moją ostatnią szansą. Najtrudniejsza z wszystkich rund. Byłam w niej z inną partnerką. Trenowałam z dwoma chłopakami z mojego klubu, którzy byli w mojej kategorii, jeżeli chodzi o pasy (moja partnerka miała niższy pas niż ja, więc ona była z chłopakami, którzy mieli pas podobny do niej). Ta kategoria jest podobna do drugiej, ale w tej rundzie są trzy osoby w jednej grupie. Jedna z tych osób rzuca dwie osoby przez 30 sekund, następnie jest obrót, jedna z osób, która była rzucana teraz rzuca resztę przez kolejne 30 sekund i jeszcze raz. I to właśnie w tej kategorii się udało! Przeszliśmy do finału i wywalczyliśmy srebrny medal. I tym miłym akceptem zakończyły się moje zmagania na macie.

Później nastąpił długo wyczekiwany moment, czyli wręczanie medali. Prawie wszyscy z naszego klubu dostali medale – było to super, ponieważ dla ponad połowy z nas były to pierwsze zawody. Cały ten konkurs i emocje, jakie mi towarzyszyły, to z pewnością chwile, których nigdy nie zapomnę, gdyż aikido, to część mnie i mojego życia.

 Maja Romańska, klasa 7a, Polska Szkoła SEN


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.