Nasza Gazeta w Irlandii Samotna mama na Zielonej Wyspie - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Samotna mama na Zielonej Wyspie

Kobiety coraz rzadziej nazywane są dziś płcią słabą. Określenie to powoli zanika i blednie na tle dzisiejszej kobiecości. Stałyśmy się niezależne, niezwykle atrakcyjne, świadome, silne i odnoszące sukcesy zawodowe. Wizerunek zaniedbanej mamy, w szlafroku i z wałkami we włosach, mieszającej chochlą w garze z pomidorówką odchodzi do lamusa a na front wysuwa się jego nowoczesny odpowiednik, obraz kobiety odpowiedzialnej, zadbanej, mającej wszystko pod kontrolą. Ale czy rzeczywiście musimy takie być? Musimy się naciągać jak struna, by nienagannie sprostać wszystkim wymaganiom, które to przecież niejednokrotnie same przed sobą stawiamy?

Nie musimy…, jeśli u swego boku mamy odpowiedzialnego, wspierającego partnera. Pytanie, co zrobić, gdy z jakiegoś powodu tegoż partnera zabraknie i zostajemy same z dziećmi. Jak sobie wtedy radzić, jak pogodzić pracę, obowiązki związane z wychowaniem i utrzymaniem dzieci a jednocześnie znaleźć czas dla siebie. Jak być mamą na pełny etat nie zatracając przy tym swojej kobiecości?

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i jednoznaczna. Każda z nas musi znaleźć swój złoty środek. Ja znalazłam go w sobie.

Nigdy nie przypuszczałam, że w moim życiowym rozdaniu przypadnie mi rola samotnej mamy. Zawsze wydawało mi się, że wyjdę za mąż za miłość mojego życia i stworzę szczęśliwą rodzinę w domku z ogrodem. Przekonałam się, że życie pisze własne scenariusze i ku mojemu rozczarowaniu nie pokrywają się one z moją wizją. Na długie lata utknęłam w dysfunkcyjnej relacji, gdzie oboje nieświadomi swoich wzorów konsekwentnie się krzywdziliśmy. Zatraciłam siebie. Zaniedbywałam własne potrzeby, nie umiałam stawiać zdrowych granic. Zmęczona i wyniszczona ciągłą walką zdecydowałam się podjąć decyzję o rozwodzie.

Wiedziałam wtedy już, jak ciężką pracą jest macierzyństwo, ale w momencie, kiedy zostałam sama, zupełnie mnie to przytłoczyło.

Próbowałam pozbierać się po rozstaniu a jednocześnie musiałam zadbać o troje małych istot zupełnie ode mnie zależnych. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mogę płakać i wkurzać się na świat zbyt długo, bo mam dzieci, które mnie potrzebują.

Nikt nie ukrywa zmagań tak dobrze jak samotny rodzic. Na pytania, co u mnie słychać, zawsze odpowiadałam, że wszystko jest w porządku, chociaż wewnątrz ledwie się trzymałam.

Miniony rok był dla mnie najtrudniejszym z możliwych. Bywały chwile, kiedy myślałam, że nie starczy mi już sił, że nie przetrwam do kolejnego dnia, że serce pęknie mi w pół a ból strawi mnie żywcem. Wszystkie moje niepewności, lęki i głębokie rany z dzieciństwa wypłynęły na powierzchnię niczym demony do tej pory skrywające się w cieniu toksycznej relacji imitującej szczęśliwe małżeństwo. Niska samoocena, poczucie winy i wstydu, że nie zapewniłam dzieciom pełnej rodziny, wrażenie, że wciąż robię za mało lub że jestem niewystarczająca, to tylko czubek góry lodowej tego, czemu musiałam stawić czoła w tym trudnym doświadczeniu.

W paraliżującym mnie poczuciu lęku i beznadziei, tylko obecność moich dzieci motywowała mnie do dalszego działania. Wiedziałam, że muszę się dźwignąć rano z łóżka, przygotować dzieci do szkoły i sama iść do pracy. W natłoku obowiązków ledwie znajdowałam czas na refleksję i wewnętrzną dyscyplinę, która, jak się potem okazało, była kluczowa by postawić się z powrotem na nogi i odnaleźć radość z życia.

Zaczęłam od siebie. Stworzyłam sobie codzienną rutynę, której bezwzględnie postanowiłam się trzymać aż do dnia dzisiejszego.

Dzień rozpoczynam od kilkuminutowej medytacji przy spokojnej ambientowej muzyce, pomaga mi to wyregulować emocje, poczuć wdzięczność i wejść z pozytywnym nastawieniem w powszednie powinności związane z dziećmi, domem i pracą. W ciągu dnia zawsze robię dla siebie coś co lubię, zadaje sama sobie pytanie, „na co mam teraz ochotę by poczuć się lepiej?” Odpowiedź zawsze przechodzi, nie lekceważę swoich potrzeb, obojętnie czy mam ochotę na krótką drzemkę, herbatę z cytryną czy rozmowę z przyjaciółką i choćby miało to trwać małą chwilę, daję sobie ten czas.

Zainwestowałam w swój rozwój. Kupiłam kurs zgodny z moimi zainteresowaniami, zapewnia mi to dodatkową edukację a w przyszłości monetyzację moich pasji. Znalazłam świetnego terapeutę, przy którym raz w tygodniu mam swoją bezpieczną przestrzeń, mogę się swobodnie wyrazić i być sobą bez obawy przed osądzaniem czy ocenianiem. Zafundowałam sobie sprzęt sportowy, regularnie ćwiczę i codziennie spaceruję na świeżym powietrzu. Nagrałam dla siebie kilka osobistych afirmacji ze spokojnym podkładem muzycznym, na podniesienie swojej samooceny i słucham ich, kiedy tylko mam okazję. Wieczorem mam czas dla mojego wewnętrznego dziecka i ugruntowuję się w sobie, uzdrawiam i wspieram tą małą dziewczynkę, która gdzieś na głębokim poziomie potrzebuje ukochania i bezwarunkowej akceptacji. Praktykę tą wykonuję w niezmąconym relaksie, jest to medytacja połączona z wizualizacją. Wyobrażam sobie siebie z dzieciństwa i zapewniam tą małą o tym, że jest bezpieczna i zaopiekowana, że nigdy jej nie porzucę i zawsze będę ją chronić. Na początku te praktyki nie były łatwe, lały się łzy, uwalniałam dużo uwięzionych w ciele emocji, czasem te uwolnienia były bardzo gwałtowne, a to dobitny dowód na to, jak bardzo potrzebowałam, by połączyć się ze swoim ciałem i wnętrzem.

Moją największą pasją jest pisanie, i jest to coś, co mnie uszczęśliwia, ale także wycisza i reguluje emocjonalnie. Prowadzę dzienniki, w jednym z nich zapisuję codzienne wdzięczności, w kolejnym ekspresyjnie wyrażam swoje emocje i uczucia, jeśli tylko mam taką potrzebę, w jeszcze innym, piszę afirmacje i listy do samej siebie. Dzień kończę klasyczną medytacją lub nagraniem hipnotycznym, które dostałam od Joanny po odbyciu z nią terapii, wspominałam o tym w tekście o hipnozie.

Zdaję sobie sprawę, że całe to koncentrowanie się na sobie brzmi jak narcyzm albo swoiste samouwielbienie, ale to nie tak.

Prawda jaką udało mi się odkryć i zrozumieć jest taka, że najważniejszym związkiem w moim życiu jest związek z samą sobą i bezwarunkowa miłość własna. Dopóki nie pokochamy siebie, nikt inny z zewnątrz nigdy nam tego nie zapewni.

Efekty mojej wewnętrznej pracy są zdumiewające, a przecież to dopiero początek. Odbicie tego, co wewnątrz mnie, zauważam na zewnątrz w mojej rzeczywistości. Wystarczyło kilka tygodni, żeby poczuć się lepiej, by zaakceptować zmianę, wyciszyć szalejący we mnie huragan emocji. Natomiast po kilku miesiącach czuję się niezniszczalna i ugruntowana w sobie.

Napełniłam swoje własne naczynie, zbudowałam sobie na nowo poczucie bezpieczeństwa i wysoką samoocenę, pozbyłam się lęku przed samotnością, nadałam znaczenia mojemu życiu i po raz pierwszy jestem niezależna, szczęśliwa i silniejsza niż kiedykolwiek.

Tak, dziś czuję się komfortowo jako samotna mama i uważam, że jest to najbardziej satysfakcjonująca podróż, jakiej udało mi się doświadczać.

Ludzie często myślą, że dziecko potrzebuje swojego taty. Nie zgadzam się z tym. Dziecko potrzebuje bezpiecznego taty, konsekwentnego taty, odpowiedzialnego taty, zarobkującego taty, taty który rozumie, że dzieci są najważniejsze, taty który szanuje matkę swoich dzieci, taty który jest głową rodziny. Jeżeli tata dziecka nie spełnia wymagań, które wymieniłam, dziecko go nie potrzebuje, zwłaszcza, jeśli jego mama spełnia te wszystkie wymagania. Dziecko potrzebuje figury ojca, męskiego przykładu, nie musi to być biologiczny ojciec. Ojcem trzeba umieć być a nie każdy biologiczny ojciec potrafi sprostać w tej roli.

Na koniec kilka słów wsparcia dla wszystkich mam samotnie wychowujących dzieci lub co jeszcze gorsze, będących w związku, lecz bez wsparcia partnera.

Bycie samotną mamą to ciężki proces. Zaczynasz od nowa, czasem sięgasz dna, od którego musisz się odbić. Czujesz się winna i przytłoczona, codziennie płaczesz, rozpaczasz nad modelem rodziny którego pragnęłaś. Chwilę to trwa, aż pewnego dnia przestajesz, odnajdujesz sens życia i jesteś szczęśliwsza niż kiedykolwiek, i stajesz się sama sobie szefową, mega mamą, którą zawsze chciałaś być, i do wszystkiego co masz, doszłaś sama.

Nie ma nic wspanialszego na tym świecie, jak poczucie bezpieczeństwa i tej wewnętrznej siły, które sama sobie zapewniasz.

Nigdy się nie poddawaj, dzieci są warte każdego poświęcenia, ale nie zapominaj w tym procesie, by zadbać też o siebie.

Marta Kaźmirak


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.