To miał być skok życia. Przebrania były, fałszywy van też, trzeba było tylko wziąć pieniądze i odjechać w siną dal. Wszystko spokojnie, grzecznie, bez żadnego pościgu. Pech chciał, by ostatnia część idealnego, wydawałoby się, planu przebiegła nie do końca po myśli złodziei.
Łupem dwójki rabusiów padły pieniądze jednej z firm sprzedających żywność. Jej siedziba znajdowała się w dublińskim Ballymount. Jak donosi „Herald.ie”, kradzież od samego początku miała być dyskretna. Złodzieje zdobyli stroje jednej z firm ochroniarskich, przemalowali także odpowiednio furgonetkę, mieli także podrobione dokumenty. Wszystko po to, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
Sama kradzież szła jak po maśle. Pracownicy byli przekonani, że mają do czynienia z prawdziwymi ochroniarzami i dali im metalowe pudło zawierające ok. 60 tys. euro. Mężczyźni załadowali ładunek do furgonetki i odjechali. Wszystko wskazywało na to, że skok się powiódł. Teraz trzeba było tylko wrócić do kryjówki.
I tu pojawiły się problemy. Podczas jazdy ze skradzionym ładunkiem furgonetka wpadła w poślizg i wylądowała w przydrożnym rowie. Nie mogąc odpalić auta rabusie postanowili je… podpalić. Mimo że uciekli z łupem, cichą robotę trafił szlag.
Funkcjonariusze zajmujący się sprawą kradzieży rozpoznali złodziei. Ich „robotę” zarejestrowały kamery. Nie był to ich złodziejski debiut. Jeden z nich brał wcześniej udział w podobnych kradzieżach. Za swoje długie ręce zdążył odsiedzieć kilka wyroków. W dodatku, pomimo podpalenia auta, udało się je zidentyfikować.
Choć sama kradzież i tak wyszłaby na jaw, bez rozbicia furgonetki jej sprawcy mieliby większe szanse na usunięcie się w cień. A tak znalezienie ich będzie tylko kwestią czasu. A miało być tak pięknie…
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.