Człowiekowi mogłoby się wydawać, że jak jest czyimś prawnikiem, to klient przyjdzie do niego zapytać w razie wątpliwości. Miałem też kiedyś nadzieję, że klient powie mi w twarz, że nie podoba mu się to, co słyszy. O, naiwności!
Nie zostałem prawnikiem po to, żeby opowiadać ludziom to bajki, klechdy, dyrdymały i to, co chcą usłyszeć. Do pewnego moment praca z klientem byłaby wspaniała, gdybym każdemu mówił to, co chce usłyszeć.
„Oczywiście, że nie pójdzie Pan siedzieć” albo „Odzyskanie odszkodowania za ten wypadek, to żaden problem” lub „ta sprawa jest warta co najmniej sto pięćdziesiąt tysięcy”.
Byłaby wspaniała do momentu, w którym klient zorientuje się, że wciskano mu ciemnotę. Nie powiem, zdarzyło mi się być niepoprawnym optymistą. Za każdym razem tego pożałowałem. Z drugiej strony, nie mogę mówić o samych trudnościach i problemach, bo będę wtedy w stanie przestraszyć każdego.
Chciałbym jednak, żeby mój klient oddzwonił do mnie, gdy próbuję się do niego dodzwonić przez dwa miesiące. Chciałbym jeszcze, może to tylko pobożne życzenie, żeby mój klient zrobił to, co mu radzę, a jeśli zdecyduje się nie zrobić tego, to niech mnie nie wini za to, że mam ograniczone możliwości pomocy mu.
Chciałbym, żeby mój klient ufał mi, że wiem co robię. Zamiast tego miałem w zeszłym tygodniu sytuację, że mój klient wolał poradę kolegi spod celi, niż moją. Nie twierdzę, że jestem nieomylny, co to, to nie. Zaskoczyło mnie jednak, że dwa dni wcześniej, na spotkaniu, ten sam klient nie miał żadnych pytań, żadnych wątpliwości, a plan działania jak najbardziej mu odpowiadał.
Zawsze po takim niemiłym zaskoczeniu ciekawi mnie, czego oczekuje człowiek idący do prawnika? Z zapytań jakie otrzymuję wynikać może, że tego, że prawnik powinien być omnibusem, albo chociaż książką telefoniczną.
Bywa.
Niedawno dostałem pierwszą decyzję Employment Appeals Tribunal wystawioną na Rostra Solicitors. Ucieszyłem się bardzo i potraktowałem to jako dobry omen, że pierwsza decyzja z nazwą mojej własnej kancelarii była pozytywna. Bardzo pozytywna. Trybunał stwierdził w niej, że mój klient został niesłusznie zwolniony i należy mu się sowite odszkodowanie. Gdy umieściłem wpis o tej decyzji na profilu na Facebooku (MarcinSzulcSolicitor) miał on fantastyczną poczytność.
Muszę się przyznać, że lubię prawo pracy w Irlandii. Jest ono stosunkowo proste, a przy tym całkiem wyważone, zwłaszcza w porównaniu do polskiego. Do układu pracownik-pracodawca nie wkradł się tutaj socjalistyczny duch nakazujący pracodawcy troskę o całościowy rozwój pracownika dla dobra społeczeństwa. Cały stosunek między pracodawcą i pracownikiem zaczyna się i kończy się na tym, że jeden sprzedaje czas w zamian za pieniądze drugiego.
Jeśli wspomnienia z Polski każą nam myśleć, że jest to coś więcej, to jesteście w błędzie. Pracodawca, i zapamiętajcie sobie to bardzo dobrze P.T. Czytelnicy, nie jest po to, żeby dawać pracę; pracodawca jest po to, żeby zarabiać pieniądze i płacić podatki. W tym celu potrzebuje sprzętu, miejsca i ludzi. Za wszystko musi zapłacić: za wózek widłowy, magazyn i magazyniera.
Pracownik nie jest dłużny pracodawcy dozgonnej wdzięczności za możliwość pracy; i vice versa – pracodawca odwdzięcza się wypłatą i niczym więcej. Wychodząc z takiego założenia wiele skarg, jakie ludzie mają na swojego pracodawcę, to przede wszystkim zawiedzione nadzieje: awansu, podwyżki, uznania.
Dla równowagi, praca to nie jest współczesna forma niewolnictwa i dbanie o bezpieczeństwo pracownika to całkiem niedawna zdobycz cywilizacyjna. Na pracodawcę nałożone też pewne zakazy dyskryminacji (to wszystko przez ten straszny dżęder).
Z trzeciej strony, żeby tego wszystkiego upilnować ustanowiono w Irlandii całą masę trybunałów i innych instytucji do ochrony praw pracowniczych. Pracują one jednak przy założeniu, że tam, gdzie nikt się nie skarży, wszystko jest w najlepszym porządku. Jeśli nie jest w porządku, to trzeba się skarżyć i to bardzo szybko.
Inaczej niż pewien miły Pan, który zadzwonił do mnie i mówi, że on to by chciał „coś zrobić” ze sprawą swojego wypadku sprzed trzech lat. A czemu dopiero teraz? A, no bo teraz go zwolnili i jego kolega dostał odszkodowanie. Na pytanie czemu nie przyszedł wcześniej (bo sprawa jest od roku przedawniona) odpowiedział, że bał się, że go zwolnią bo firma rządzi się swoimi prawami. Kwadratura koła niemalże, prawda?
Chyba znam sposób, żeby się z takiej kwadratury wyrwać.
Marcin Szulc, Rostra Solicitors
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.