Norwegowie „kradną” rzeźników z Irlandii. Kandydatom oferują szalenie atrakcyjne zarobki, dwa razy wyższe niż na Zielonej Wyspie. Co ciekawe, najbardziej pożądani są pracownicy pochodzący z… Polski i innych krajów Europy Wschodniej.
Praca rzeźnika jest średnio przyjemna. W praktyce zarzynanie zwierząt równoznaczne jest taplaniem się w hektolitrach krwi i tonach wnętrzności. Mimo że robota ta może wydawać się prosta, wprawny rzeźnik z należytym doświadczeniem jest na wagę złota.
Praca w rzeźni jest ciężka fizycznie i psychicznie. W dodatku nie najlepiej w niej płacą. Jak szacuje „Irish Independent” stawki oferowane przez irlandzkich pracodawców oscylują w granicach od 9,55 do 12 euro za godzinę.
Tymczasem norweskim rzeźniom brakuje wykwalifikowanych rąk do pracy. Dlatego też w Irlandii upatrują idealne źródło nowej siły roboczej. Jako że Norwegia to bogaty kraj, import zagranicznych rzeźników nie wydaje się trudny. Wystarczy tylko zaoferować dobrze płatną pracę.
Stawki proponowane przez Norwegów wahają się w granicach od 18 do 22 euro za godzinę – informuje „Irish Independent”. Jak nietrudno wyliczyć, jest to prawie dwa razy tyle, ile można zarobić w irlandzkiej rzeźni. Jedynym haczykiem jest fakt, że kontrakty są na czas określony.
Co ciekawe, najbardziej poszukiwani są rzeźnicy pochodzący z krajów Europy Wschodniej, zwłaszcza z Polski. To właśnie nasi rzeźnicy są postrzegani jako ci najlepiej wykwalifikowani.
Irlandczycy przyglądają się zjawisku norweskiego „podkradania” z niepokojem. Jak twierdzi Meat Industry Ireland, może ono pokrzyżować irlandzkim rzeźniom plany dotyczące ekspansji na zagraniczne rynki. W szczególności chodzi o eksport irlandzkiej wołowiny. W celu uzupełnienia braków rzeźnie otrzymały pozwolenie zatrudnienia 250 pracowników spoza krajów Unii.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.