Myślał, że ma atak serca i wezwał ambulans, który przyjechał dopiero po półtorej godziny. Jakby tego było mało, kierowca karetki, mając już pacjenta na pokładzie, nie mógł… znaleźć drogi do szpitala. Tragikomiczną historię opisał „Irish Mirror”.
W przypadku niektórych dolegliwości o czyimś życiu lub śmierci mogą decydować dosłownie minuty. Im szybciej przybędzie profesjonalna pomoc, tym większa szansa na uratowanie poszkodowanego. Jak się jednak okazuje, o natychmiastowy ratunek nie zawsze łatwo.
Udowodnił to przypadek Johnny’ego M. z hrabstwa Wexford. 63-latek poczuł nagłe, ostre bóle w klatce piersiowej, miał również zawroty głowy. Był przekonany, że właśnie ma zawał serca. Choć czuł, że zaraz zemdleje, zdążył wezwać pogotowie. Na szczęście w krytycznym momencie był przy nim jego brat.
Jak się okazało, wezwanie pogotowia było początkiem kolejnych kłopotów. Najbliższy dostępny ambulans znajdował się w hrabstwie Wicklow, ponad godzinę drogi jazdy. Mężczyzna nie był więc pewien, czy doczeka jego przyjazdu. Pozostawało więc czekać i mieć nadzieję.
Na szczęście okazało się, że los mu sprzyjał – Johnny M. doczekał przyjazdu karetki. Choć zajęli się nim ratownicy, trzeba było jak najszybciej jechać do szpitala. Tutaj znowu zrobiło się nieciekawie – kierowca „erki” nie mógł znaleźć drogi.
Z pomocą znowu przyszedł brat mężczyzny, który usiadł na przodzie karetki i pokazywał kierowcy, w którą stronę ma jechać. W końcu udało im się szczęśliwie dojechać do szpitala, w którym 63-latek otrzymał należytą pomoc. Jego historia, choć może wydawać się tragikomiczna, z pewnością nie jest zabawna – starszy pan był święcie przekonany, że wyprawy nie przeżyje.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.