Tylko w Dublinie na paradę przyszło 500 000 osób, w Cork ponad 50 000. Wszyscy zebrani mogli obejrzeć także dumnie kroczących w pochodzie Polonusów.
W stolicy reprezentowali nas uczniowie, rodzice i nauczyciele Polskiej Szkoły Sen, którzy w liczbie 23 osób osób zasilili szeregi dublińskiej Parady Świętego Patryka 2013. Razem możemy więcej to myśl przewodnia tegorocznej imprezy. Razem mogliśmy więcej, bo w zeszłym roku w tej słynnej maskaradzie ulicznej było 11 polskich dzieci z naszej szkoły i opiekująca się grupą Agnieszka Matys. Tak jak wspomniałem praca i talent naszych uczniów zostały docenione już po ubiegłorocznej paradzie. Dzięki temu mogliśmy w 2013 zaprezentować znacznie bogatszy skład. W przyszłym roku myślimy nawet o 40 uczestnikach z naszej szkoły i wiemy, że jest to realne. Agnieszka Matys dokonała rzeczy niemożliwej. Udało się jej przekonać organizatorów, że polskie dzieci też mogą współtworzyć to wyjątkowe irlandzkie przecież święto. Zajęli miejsce wśród tysięcy uczestników parady, których łączył wspólny cel. Uśmiechniętych, życzliwych, szczęśliwych. Olbrzymi ładunek dobra i pozytywnej energii. Atmosfera święta i radości, niezmącona niczym. Nawet paskudna pogoda, brak odpowiedniego, ciepłego ubrania, godziny spędzone na ulicy w oczekiwaniu na start imprezy przerywane były jedynie salwami śmiechu uczestników. Jest w Paradzie Świętego Patryka oprócz gigantycznej, logistycznej pracy i organizacji również rys irlandzkiej spontaniczności i improwizacji. Każda rzecz, która inne nacje wyprowadziłaby z równowagi i doprowadziła do szewskiej pasji, tu była spontanicznie korygowana i prowizorycznie naprawiana. Kilka przykładów. Platforma DJ Monkey była wykonana z plastykowych szyb. Głośniki niezbędne do tańca całej naszej stu osobowej grupy były w środku. Efekt? Nic nie było słychać na zewnątrz. Rozwiązanie? Wiertarki i szczypce i rwanie połaci plastiku na 30 minut przed startem. Finał? Wszystko było słychać, a walory estetyczne z rozszarpanych szyb okazywały się zupełnie nieistotne dla końcowych rezultatów.
Kolejna anegdota. Zosia z naszej szkoły miała specjalny kostium byka. Wykonywany i mierzony przez wiele tygodni. Na byka była też specjalna choreografia. Na próbach wszystko było ok. Przed paradą i na paradzie łeb z rogami, który dotąd działał bezbłędnie tym razem nie chciał się trzymać tak zwanej popularnej kupy. Efekt? Po 5 minutach marszu. Zdjęli Zofii łeb i kostium byka. Dziecko nieomal zostało z niczym. Rozwiązanie? Szefowa naszej grupy zdjęła z siebie swój kostium na oczach tysięcy dublińczyków i gości przekazała go Zosi, która dołączyła do innej naszej grupy i już na ulicach dopracowywała nową choreografię. Finał? Szczęśliwa, młoda dama w wieku lat 13, która chwilę wcześniej była bliska płaczu. Na koniec najpyszniejsza historia! Pani Justyna Przybysz zrobiła zdjęcia, które podziwiacie. Nie miała specjalnej akredytacji dla fotografów, ale twardo szła w paradzie i pstrykała fotki pokazując indagującym ją przedstawicielom władz przepustkę na lożę honorową dla rodzin uczestników, czyli miejsce dla około 20 tysięcy “vipów”. Dopiero pod trybuną gdzie rezydował sam prezydent zorientowano się, że Pani Justyna idzie środkiem pochodu na tak zwanej lewiźnie i grzecznie, bardzo grzecznie poproszono ją o zajęcie miejsca za barierką. Takie rzeczy możliwe są oczywiście tylko w Irlandii i jej stolicy, mieście skrzatów i elfów, bajkowej krainie gdzie i my Polacy mamy swój mały raj na Ziemi, którego patronem jest Walijczyk z pochodzenia czyli Święty Patryk.
MyCork na paradzie
Także w Cork Polonia pokazała się z dobrej strony. Zreszta jak zwykle, przyzwyczailiśmy się przecież, że MyCork niemal co roku wygrywa nagrody na najlepiej przebraną grupę. Przygotowania zaś trwały przynajmniej trzy tygodnie i tylko dlatego tak krótko, bo suknię, o 9 metrowej średnicy, w biało czerwone pasy przygotowano już dwa lata wcześniej. Tym razem w Cork przedstawiciele tamtejszej organizacji MyCork wyszli na ulicę w liczbie około 25 osób. Ich przebraniem zajęły się organizatorki: Gertruda Anisiewicz i Anna Klimek. Trzeba zaznaczyć, że całą paradę otwierali polscy motocykliści oraz grupa Wings Riders. 12 motorów paliło gumy i hałasowało, że nie sposób było ich przeoczyć. Polskiej drużyny też nie sposób było przeoczyć, bo 9 metrowa suknia rzuca się w oczy, zwłaszcza na pięknej, blondwłosej Słowniance…
– Do tej pory biorą mnie ramiona – mówił już następnego dnia, uczestnik parady Paweł Świtaj z MyCork. Przez całą drogę musiał trzymać płachtę przedstawiającą wodę i ciągle szarpaną przez silne podmuchy wiatru. Na drugiej ręce zaś siedział 15 kilogramowy syn. A przejście przez ulice miasta trwało ponad półtorej godziny. Zadanie rodem z prac Herkulesa…
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.