Pandemia zadała Ryanairowi naprawdę poważny cios. Najbardziej popularne irlandzkie linie lotnicze zaliczyły najcięższy rok w historii swojego istnienia – straty sięgnęły ponad 800 mln euro. Michael O’Leary ma nadzieję, że w tym roku jego firmie uda się choć częściowo wyjść na prostą.
Wszyscy pamiętamy, jakim szokiem było dla nas nadejście koronawirusa – z dnia na dzień wywrócił on nasze życie do góry nogami. Jednym ze skutków zamrożenia życia społeczno-gospodarczego było drastyczne ograniczenie liczby lotów.
W związku z tym wiele linii lotniczych zaliczyło rekordowe straty. Sytuacji nie poprawiło nawet rozluźnienie restrykcji podczas ubiegłorocznego sezonu wakacyjnego. Wielu ludzi po prostu wciąż bało się latać. Wakacyjne podróże czy nawet odwiedzenie rodziny w ojczyźnie przez długi czas było dla nich niemożliwością.
Ryanair także dotkliwie odczuło skutki wspomnianego kryzysu. Jak przypomina „Belfast Telegraph”, wskutek pandemii liczba pasażerów spadła aż o 81 procent. O ile w 2019 roku podróże z irlandzkim gigantem odbyło 149 mln z nich, w ubiegłym roku liczba ta zmalała do 27,5 miliona.
Skutkiem tak drastycznego spadku były straty sięgające 815 mln euro. Tym samym firma zaliczyła najcięższy pod względem finansowym rok w swojej 30-letniej historii. Błyskawicznie zmieniająca się sytuacja epidemiczna również nie okazała się pomocna – pasażerowie musieli masowo przekładać bądź odwoływać swoje loty.
Linie lotnicze mają nadzieję, że tegoroczny sezon wakacyjny pozwoli na choć częściowe odrobienie rekordowych strat. Mogłoby się wydawać, że jest na to nadzieja – jak podaje „Irish Times”, 73 proc. mieszkańców Zielonej Wyspy planuje w tym roku wyjechać na wakacje. Zdecydowana większość z nich chce jednak spędzić je w Irlandii. Można więc przypuszczać, że na rekordowe odbicie Ryanaira jest jeszcze za wcześnie.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.