Nasza Gazeta w Irlandii Kiedyś tworzył muzykę dla legendarnego Sweet Noise. Teraz koncertuje w Irlandii - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Kiedyś tworzył muzykę dla legendarnego Sweet Noise. Teraz koncertuje w Irlandii

Tomasz „Magic” Osiński był kiedyś gitarzysta i kompozytorem sławnego Sweet Noise. Od 2006 roku jest w Irlandii. Tutaj współpracuje ze wschodzącą gwiazdą irlandzkiej muzyki Ryanem Sheridanem oraz ma swój własny projekt Magicnoise Project, o którym będzie jeszcze głośno.

Jak się skończyło ze Sweet Noise?

Wiedziałem, że o to spytasz. Po prostu się skończyło. Mieliśmy nagraną płytę – Tryptyk w wersji demo. Zaczęły się kłopoty ze znalezieniem wydawcy. Później skumulowały się problemy z Glacą, o których wolałbym nie opowiadać i po prostu odszedłem. Oczywiście Sweet Noise, to największa rzecz w moim życiu, w jakiej uczestniczyłem. To po prostu 16 lat mojego życia… Nie miałem już jednak ochoty być jego częścią. I w 2006 roku przyjechałem do Irlandii.

A jak potoczyła się Twoja kariera na Zielonej Wyspie?

Cztery lata mi zajęło żeby wrócić do profesjonalnej muzyki. Wcześniej pracowałem w dwóch małych firmach i poznałem Irlandię lepiej niż zna ją większość Irlandczyków. Byłem tu chyba w każdej dziurze. I pokochałem ten kraj, bo tu jest po prostu pięknie. Oczywiście cały czas grałem i robiłem muzykę, ale nie mogłem trafić na odpowiednich ludzi. Dopiero półtora roku temu poznałem Artura i poszło. Zaprosił mnie żeby pograć. Władowałem się do jego chaty z wszystkimi gitarami i zaczęliśmy grać.

A ile masz gitar?

Sześć.

I metalowy gitarzysta gra na gitarze klasycznej…

Zaczęliśmy grać praktycznie się nie znając. Artur gra z Ryanem Sheriganem i nie miał czasu na próby. Zaczęliśmy więc grać z nim i jego bratem – Patrykiem na pudłach. Tak, żeby oszczędzić czas. I zaczęło to brzmieć świetnie. Niektóre z utworów, które nagraliśmy są bardzo stare. Bazują na wstawkach gitarowych, które kiedyś tam stworzyłem. Wcześniej wydawało mi się, że projekty akustyczne, to jakieś takie granie na boku. Ale nic bardziej mylnego. Gitara klasyczna jest cholernie wymagającym instrumentem, nie ukryjesz na niej żadnych wpadek technicznych.

A później dołączyłeś do Ryana.

Tak jakoś wyszło. W zespole Ryana zajmuję się gitarami. Teraz moje życie wygląda tak jak zawsze to sobie wyobrażałem. Zarabiam pieniądze i realizuję się artystycznie. Z Ryanem bardzo szybko przeszliśmy z grania pubowego na festiwalowe. Na początku graliśmy w różnych spelunach, ale mamy szczęście, że menadżerem Ryana jest właściciel Olimpia Theatre. Teraz Ryan jest już headlinerem festiwali. Supportował m.in. Bryana Adamsa, The Script, Republic of Loose czy Simple Red. Jestem szczęśliwy, że uczestniczyłem we wszystkich etapach jego kariery.

I ile zagraliście już koncertów?

Trudno policzyć. Zagrałem już na pewno więcej niż ze Sweet Noise przez 16 lat… Całe ostatnie lato koncertowaliśmy. Teraz jest krótka przerwa, bo Ryan się żeni. Ale już wkrótce wracamy na trasę.

A jakbyś określił muzykę, którą nagraliście z Patrykiem i Arturem?

Znajomy punkowiec nazwał to accustic metal. Gramy na pudłach i czasami dajemy czadu. Jestem fanem King Crimson i pewnie trochę to słychać. Jeden z utworów – Biesłan, został przygotowany na płytę Sweet Noise, ale Glaca go tam nie umieścił. Ciekawa sprawa, bo wszystkie odgłosy, które tam słychać zostały nagrane na gitarach. Ale to nie jest jeszcze skończony projekt. Ja widziałbym z nami jeszcze wokalistkę, albo wokalistę. To musi być osoba inteligentna, struktury są gęste i trzeba znaleźć miejsce na wokal. Mam już pomysły na aranżacje i pewnie zajmie to trochę czasu zanim wszystko skończony. Do śpiewu zgłosił się nawet Ryan, ale pewnie nie skorzystam. Dla niego byłby to poboczny projekt, a ja traktuję naszą muzykę bardzo poważnie.

Życzymy więc dalszych sukcesów

Rozmawiał Marcin Gąsiorowski


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.