Mieszkańcy Zielonej Wyspy coraz bardziej boją się, że maszyny zabiorą im pracę. Jak się okazuje, obawy te nie są całkowicie wyssane z palca. Zgodnie z najnowszymi badaniami University College Cork (UCC) zagrożonych jest prawie połowa miejsc pracy.
Postęp technologiczny ma swoje dobre i złe strony. Niezaprzeczalnie dobrą jego stroną jest rozwój możliwości i idące za tym ułatwienia naszej pracy. To, do czego był potrzebny kiedyś człowiek wykonywane jest przez maszynę. W tym miejscu dochodzimy do drugiej, nieco ciemniejszej strony medalu.
Wraz z rozwojem technologii coraz więcej prac zagarnianych jest przez automatykę. Osoby je wykonujące nierzadko idą na bezrobocie. Wielu przedsiębiorcom takie rozwiązanie opłaca się bardziej niż zatrudnienie żywego człowieka – w końcu w eksploatacji maszyny są tańsze. Nawet jeśli zakup takowej był drogi, inwestycja taka szybko się zwróci.
Problemowi „technologicznego zagrożenia” postanowili przyjrzeć się naukowcy z UCC. Którzy nie mają dla nas zbyt dobrych wieści. Aż 40 proc. pracowników może być zagrożonych przez zastąpienie ich robotami. Największe ryzyko robotyzacji dotyczy zwłaszcza stanowisk administracyjnych, operatorskich w fabrykach i w sektorze rolniczym.
Nic dziwnego – w przypadku wspomnianych gałęzi wiele stanowisk już zdążyły zagarnąć maszyny. Najmniej zagrożone są z kolei miejsca pracy w sektorach: nauki, sztuki, mediów, kultury i opieki społecznej. Tu też bez większych zdziwień – pracy wykonywanej w obrębie tych gałęzi nie da się powierzyć maszynom.
Oczywiście najważniejszym jest nie sama komputeryzacja, a podejście pracodawcy. Jeśli mamy do czynienia ze skąpcem chcącym oszczędzić jak najwięcej pieniędzy, jego pracownicy tak czy inaczej mają są w kiepskiej sytuacji. Przy czym nie zapominajmy, że maszyny często tworzą wiele nowych miejsc pracy.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.