– Tak oszukiwałem – przyznał Mick Wallace, parlamentarzysta z Wexford. Oszukał skarb państwa na 2,1 miliona euro i teraz nie ma jak zwrócić tej sumy. Kary jednak nie poniesie…
Micka Wallace’a bezkarnie można nazwać oszustem. Sam zresztą przyznaje otwarcie, że oszukiwał. A mimo tego kary nie poniesie, bo… Chyba tylko dlatego, że jest parlamentarzystą. Poseł razem z synem prowadził firmę M&J Wallace. I w 2008 roku, gdy ich firma przyniosła aż 2,6 miliona strat, to oni podwyższyli swoje zarobki do 290 000 euro rocznie. Rok wcześniej dostawali tylko po około 148 000 euro. Oczywiście nie było pieniędzy dla podwykonawców, ale dwójka dyrektorów wypłacała sobie należności. W dodatku poseł nie płacił VAT-u. Skarbówka wyliczyła, że jest winny do budżetu aż 2,1 miliona euro. Zgodził się z tym nawet wybranek społeczeństwa. Tyle, że sam przyznaje, że długów nie zapłaci. W tej chwili ma ich na 40 milionów euro i po prostu nie ma z czego spłacać. Banki zajęły już nieruchomości należące do niego na sumę około 19 milionów. Sam Wallace nie chce ogłosić zaś bankructwa, bo wiązałoby się to ze stratą mandatu poselskiego. Bankrut, według prawa, nie może siedzieć w sejmie. A sam poseł nie chce się zrzec się mandatu. Sejmowa komisja, która badała jego sprawę potwierdziła wszystkie zarzuty.
– Potępiam to co robił poseł – mówiła Catherine Murphy badająca jego sprawę. Żadne kroki dyscyplinarne nie zostaną wobec posła podjęte, bo… został on demokratycznie wybrany. I wolę ludu trzeba uszanować.
– Ja tam bym spytał, ile osób na niego głosujących wiedziało, że oszukuje. I czy jeśliby wiedzieli, to nadal by głosowali – mówi Mariusz Lewicki z Wexford.
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.