Zaczęło się, że mój serdeczny przyjaciel Michał zadzwonił w sobotę wieczór, że ma VIP’owskie bilety na niedzielny półfinał hurlinga (Kilkenny kontra Waterford). ‘Hurling, hurling … to chyba to co ta duża drewniana łyżka + piłka…’ pomyślałem. VIP’owskie miejscówki, ranga spotkania – półfinał, dobre towarzystwo przeważyły – czemu nie pewnie i hurling też dla ludzi, zobaczyć można.
No dobra, ale warto by mieć podstawową wiedzę na temat reguł. Wiedzieć kiedy klaskać, a kiedy wypada zagwizdać. Głupio też na miejscu pytać kto z kim gra, a podczas owacji podpytywać co właściwie się dzieje. Sprawnym ruchem ręki otworzyłem pokrywę laptopa i wygooglałem ‘hurling game rules’. Internet prawdę Ci powie.
Dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy np. że ‘hurling jest uważany za jedną z najszybszych gier zespołowych na świecie’, że jest bardzo starą grą (niektóre źródła podają, że ma ponad 2000 lat), że jest tam po 15 graczy z każdej z drużyn, że jest 8! sędziów, że piłeczkę można dotykać dowolną częścią ciała (są ograniczenia czasowe lub krokowe), boisko i bramki mają taki sam wymiar jak do Gaelic Futbol, kij jest jesionowy, kaski na głowach …
Udaliśmy się na mecz do ‘naszego’ sektora mając na uwadze pewne empiryczne doświadczenia z Polski z ważnych meczów piłkarskich, wiedzieliśmy, że kwestią naszego przetrwania jest wydawać oklaski oraz gwizdy dokładnie w tych samych momentach co reszta kibiców z naszego sektora.
Pierwszych kilkanaście minut miało być wnikliwą obserwacją, zbadaniem ‘gruntu’, tj. prawidłowym odczytaniem ‘przynależności’ kibiców z ‘naszego’ sektora. Jakież było nasze oszołomienie gdy okazało się, że w jednym i tym samym sektorze są kibice obu drużyn. Mało tego na stadione były dzieci, całe rodziny ( oczami wyobraźni widziałem wybierającego się na półfinał Legi i Cracovi z są swa dziatwą … brrrr … sama tylko myśl o tym sprawiała bół).
Gra była świetna, bardzo dynamiczna, faktycznie gra jest dużo szybsza od np. piłki nożnej. W hurling piłka, a z nią akcja bardzo szybko przemieszcza się z jednego krańca boiska do drugiego. Mimo iż bramki padają znacznie częściej niż w piłce nożnej to wyjątkowym refleksem trzeba się wykazać by zrobić fotkę jakiejś akcji podbramkowej.
Kijaszkiem w grze wymachuję się niczym w hokeju – chroniona jest jedynie głowa. Reszta ciała ma szanse doświadczać kontaktu z rozpędzonym drzewem jesionowym z jakiego wykonane są kije.
Emocje były duże. Dublińczycy wykazali sie empatią i wyraźnie mocno kibicowali słabszym (Waterford). Mimo przegrania ich faworyta w radosnych nastrojach tłumy ze stadionu udały się do pobliskich pubów. Tam również my zakończyliśmy niedzielną przygodę z hurlingiem przy barze popijając Guinessa i słuchając opowieści gadatliwego, irlandzkiego barmana.
Aha, oby nie zapomnieć: Kilkenny wygarło z Waterford wynikiem 2-19 do 1-16. Teraz już wszystko jasne.
Tomasz Kostienko
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.