Danuta Wałęsa, żona legendarnego przywódcy Solidarności odwiedziła Dublin. I nie ma co ukrywać, że podbiła tutaj serca Polonii. A oto czego udało nam się od niej dowiedzieć…
Danuta Wałęsa – kobieta, która czuje sercem i rodziną. Czy to jest dobra diagnoza po lekturze „Marzeń i tajemnic”?
Taka opinia jest dla mnie wielką satysfakcją. To uznanie, że w książce zawarte zostały ważne tematy i komuś jest to potrzebne. A co do odbioru, to każdemu czytelnikowi pozostawiam ocenę.
Wartość człowieka widać dopiero w codziennym i niecodziennym życiu –napisała Pani. Filozofia dnia codziennego jest pani najbliższa?
Dla mnie przede wszystkim prawda jest podstawą. Moje całe życie opiera się na prawdzie, na moralności. I to wynika z tego. Podstawą jest to by człowiek czuł się zadowolony.
„Miłość dla mnie jest wielką rzeczą. Zakochać naprawdę można się raz.” To co z tą miłością Pani Danuto?
Dla mnie jest ona najważniejsza. Miłość daje człowiekowi wypełnienie i przynosi szczęście dla mnie i dla innych. Oczywiście miłość jest bardzo trudna i bardzo bolesna. Bo można kogoś kochać, ale czasami ktoś nie chce tej miłości przyjąć. To przynosi trochę cierpienia. Miłość rozwija człowieka też duchowo.
Jest takie powiedzenie: „Siła jest kobietą”. Niektóre osoby utożsamiają siłę z Panią.
Ja nie myślę, że siła jest kobietą. Ona nie ma płci. Życie człowieka hartuje i zależy jak podejmujemy swoje obowiązki, prawda? Ja podchodziłam do tego w taki sposób – skoro jestem żoną i matką to dla mnie najważniejsza jest dla mnie rodzina i jej szczęście. Na ile to było możliwe to ja starałam się to zrobić. A z drugiej strony, ja jestem typem, który lubi wyzwania i te wyzwania mnie doładowują. Wtedy się spełniam. Są ludzie słabsi psychicznie, którzy nie pracują nad sobą. A każdy człowiek musi pracować nad tym codziennie.
Rozmawialiśmy o miłości, to teraz o zaufaniu. Ufała i ufa Pani mężowi. Czy z drugiej strony zawsze było podobnie?
To pytanie to nie do mnie tylko do mojego męża. Gdy padało hasło: „Będzie dobrze”, i czy mówił to mój mąż, czy ktoś inny, to ja miałam ogromne zaufanie i wiarę w to. Jestem osobą głęboko wierzącą. Ja wierzę w Boga i wierzę w ludzi. Mój mąż nie tylko był przywódcą, ale był i zwykłym domownikiem. Ja bardzo długo miałam pełne zaufanie do niego, ale w pełnym momencie zauważyłam, że to nie idzie jednak w parze. W stu procentach wkładał wszelkie obowiązki na mnie. Uważał, że ja dam radę to unieść. I do dzisiaj jak jemu coś nie wychodzi, to mówi bym to załatwiła. Ale po napisaniu tej książki stwierdzam, że to była taka terapia dla mnie, która zamknęła tamten rozdział. Ta książka uświadomiła mi także, co przeżyłam i co ja teraz mogę zrobić dla siebie, bo ja się całkowicie poświęciłam dla mojego męża i moich dzieci. Po napisaniu książki otworzyły się przede mną nowe perspektywy, choć mąż się częściowo z tym nie zgadza. Myśli sobie: „Jak to?! Moja kobieta teraz sobie tak idzie, a ja zostaję?!” On jeszcze taki patriarchat średniowieczny chciałby stosować, ale to już nie te czasy. To po pierwsze, w pod drugie, ja też potrzebuje takiego oddechu. Przyjazd do Dublina to też takie oderwanie od codzienności.
Jaka była reakcja Pani męża na wieść, że pisze pani książkę?
Zapytałam się najpierw o to mojego męża i moich dzieci. Nigdy nie robiłam niczego poza jego plecami. Nie robiłam nic i nigdy przeciwko niemu. Pomysł książki dojrzewał we mnie około siedmiu lat. Moja rodzina to zaakceptowała a mąż powiedział: „Jak chcesz to napisz”. Moje dzieci bardzo mnie wspierały. Dopiero wtedy Piotr Adamowicz zaczął spisywać to, a ja opowiadałam. Sama książka powstawała w ciągu dwóch lat. Po wydaniu byłam miło zaskoczona, że tak ciepło została przyjęta i wkrótce stała się bestsellerem.
Mówi się, że mężczyzna jest głową, ale kobieta szyją. Ta sama zasada dotyczy małżeństwa Danuty i Lecha Wałęsów?
Kobieta musi być i głową i szyją! (uśmiech).
Rozmawiali Katarzyna Sudak i Tomasz Wybranowski
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.