Czy irlandzkie życie nocne czeka prawdopodobnie największa w dziejach rewolucja? Tak, przynajmniej po części, może wynikać ze słów Leo Varadkara. Premier Irlandii twierdzi, że przepisy dotyczące godzin otwarcia tutejszych pubów są „archaiczne” i że powinny ulec przynajmniej częściowej zmianie.
W Irlandii z nadmiernym spożyciem alkoholu walczy się podobnie, jak w Wielkiej Brytanii. Napoje wyskokowe można kupić tylko w określonych godzinach. Puby również są otwarte tylko do określonych godzin późnowieczornych – w okolicach jedenastej i dwunastej lokale zamykają swoje podwoje, wypraszając podchmielonych klientów.
Rozwiązania te wcale nie mają wpływu na zmniejszenie spożycia alkoholu. Wręcz przeciwnie – wiele osób chcących się „wyluzować” pije jak najszybciej, bo potem nie dostaną już alkoholu. Takie podejście może mieć skutek zgoła odwrotny od zamierzonego.
Nie ma co ukrywać, że ma to też wpływ na jakość tych, którzy po prostu chcą przyjemnie spędzić czas, niekoniecznie ładując w siebie duże ilości procentów. Często włączając w to turystów, chcących poczuć urok Irlandii po zmroku.
Zauważył to Leo Varadkar, który wypowiedział się w tej sprawie w zaskakujący, jak na polityka tego szczebla, sposób. Jak stwierdzi premier cytowany przez „Irish Independent”, irlandzkie prawa regulujące sprzedaż alkoholu i godziny otwarcia pubów są „archaiczne”. – Myślę, że możemy zaoferować coś lepszego ludziom, którzy chcą nacieszyć się nocną Irlandią, w tym także turystom. W chwili obecnej mocno nad tym pracujemy.
Jakkolwiek w stwierdzeniu premiera brakuje konkretów, jest ono wyraźnym znakiem, że w dziedzinie „alkoholowych” przepisów może czekać nas prawdziwa rewolucja. Jakkolwiek z pewnością nie obejmie od razu całej Irlandii, istnieje szansa, że stopniowo odmieni tutejszą kulturę picia alkoholu. Pod warunkiem, że słowa zostaną przekute w czyny.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.