Prawo w Irlandii mówi wyraźnie: dziecko zanim ukończy 10 miesięcy musi być przebadane przez lekarza, który sprawdza, czy prawidłowo się rozwija. Badania są bezpłatne. Niestety to tylko teoria. Co piąte dziecko nie trafia do przychodni. Brakuje lekarzy.
U malucha można łatwo wykryć czy ma problemy ze słuchem, wzrokiem czy poruszaniem się. Jeśli odpowiednio szybko zacznie się leczenie, to jest znacznie większa szansa, że gdy dorośnie będzie zdrowy. I jest dramat. Jeszcze rok temu co drugie dziecko nie było badane przez lekarza na czas.
– Zadzwonili do mnie po dwóch latach pytając o szczepienia, które trzeba robić, gdy dziecko ma pół roku. Poinformowałam ich, że wszystkie wykonałam w Polsce, bo tu nie byłam w stanie – opowiada Marzena Ziółkowska. W tym roku jest już lepiej, ale wciąż co piąte dziecko nie ma szans na wizytę u lekarza. Na zachodzie kraju nawet 40 procent maluchów nie było w przychodni. Powód jest prosty. Kryzys. W Irlandii mamy baby boom, rocznie rodzi się 74 000 noworodków, a służba zdrowia oszczędza. Obowiązuje moratorium i jeśli z pracy odejdzie lekarz, na jego miejsce nie można zatrudnić następnego. Dlatego w obecnej sytuacji najlepiej samemu pójść do lekarza, gdy podejrzewamy, że z dzieckiem dzieje się coś nie tak.
– U naszej córeczki lekarz podejrzewał wadę serca. Skierował nas do szpitala. Stamtąd przyszło pismo zapraszające nas na wizytę. A ta miała być dopiero za dwa lata… Wytłumaczono nam, że nie było wolnych terminów. Następnego dnia polecieliśmy do Polski – opowiada Agnieszka Brzozowska, mama dwuletniej Hani.
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.