Mieszkanka Cork jest ciągana po sądach z powodu uszkodzenia… paczki chipsów za 1,50 euro. Kathleen M. otworzyła produkt wcześniej za nią nie zapłaciwszy. Jako że nie chciała uregulować należności, sklep postanowił pójść z tą sprawą przed oblicze sprawiedliwości.
Dura lex, sed lex – „twarde prawo, ale prawo”. Ta rzymska maksyma pasuje do wielu sytuacji, które, choć pod kątem przestrzegania prawa są czyste jak łza, są kuriozalne i zdecydowanie niewarte świeczki. Czasami prowadzenie sprawy jest wielokrotnie bardziej kosztowne niż przedmiot sporu.
Tak było w przypadku 24-letniej Kathleen M. z Cork. Jak przypomina „Irish Examiner”, dwa lata temu podczas wizyty w jednym z lokalnych sklepów otworzyła ona paczkę chipsów, za które nie zapłaciła. O ile nie próbowała jej ukraść, sklep miał problem z tym, że nie mógł jej już sprzedać.
Sprawczyni otwarcia ani nie chciała się przyznać, ani zapłacić. Co kosztowałoby ją jeden euro i pięćdziesiąt eurocentów. Sklep jednak postanowił twardo wyegzekwować należność stawiając kobietę przed sądem.
Ciążą na niej zarzuty uszkodzenia cudzego mienia. „Afera chipsowa”, która rozpoczęła się dwa lata temu trwa po dziś dzień. Nie trzeba być profesorem prawa by zorientować się, że trwające od dwóch lat postępowanie kosztowało podatników znacznie więcej niż feralna paczka chipsów.
Sklep twardo stoi jednak na swoim stanowisku – kobieta ma zostać ukarana. Do więzienia raczej nie pójdzie. Jednak grzywna może być dla niej dotkliwa. Zwłaszcza w przeliczeniu na liczbę paczek chipsów, które mogłaby sobie za nią kupić.
Przemysław Zgudka
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.