To historia Lucyny Olszewskiej, która nie chce pozwolić, żeby choroba zniszczyła jej życie. Kobieta nie może pracować, ma problemy z chodzeniem, a potrzebuje pieniędzy na operację i rehabilitację. Żeby je zdobyć postanowiła napisać książkę.
Pani Lucyna przyjechała do Irlandii w 2006 roku. Najpierw przyjechał tu mąż. Oczywiście do pracy przy budowie szkoły. Miały być tylko 3 miesiące, ale przeciągnęło się do 5 później do 8.
– Rodzina musi być razem. Więc przyjechałam z czwórką dzieci – opowiada. Nie znali angielskiego, więc na początku byli zagubieni. Pani Lucyna przez rok wkuwała podstawy języka, a w końcu zaczęła pracę. Mąż też zmienił zawód, a dzieci poszły do szkół. Wydawało się, że wszystko zaczyna się świetnie układać. I wtedy zaczęły się bóle brzucha. Tak silne, że kobieta nie mogła chodzić. Lekarze w Irlandii nie potrafili znaleźć ich przyczyny, trzeba było pojechać do Polski. Tam po pierwszym badaniu panią Lucynę od razu posłano na stół operacyjny. Chirurdzy powycinali co było trzeba i odesłali kobietę do Irlandii. Po kilku miesiącach bóle wróciły. Silniejsze niż wcześniej.
– Zdarza się, że przechodzę ulicę i mnie dopada. Nie jestem w stanie iść. Siadam na środku i modlę się, żeby nie przejechał mnie samochód – opowiada Lucyna Olszewska.
Wtedy przekonała się jak działa irlandzka służba zdrowia. Lekarz u którego pojawiła się z silnymi bólami, nie potrafił powiedzieć co jej dolega. Zalecił rehabilitację, oczywiście płatną. Skierował też na USG. Dodajmy, że było to w czerwcu zeszłego roku. USG ma być zrobione w maju…
Kobieta pojechała więc do Polski. Nasi specjaliści odkryli, że za bóle odpowiadają najprawdopodobniej zwyrodnienia bioder i kręgosłupa. Znalazł się nawet lekarz z Poznania, który stwierdził, że jest w stanie wyleczyć dolegliwości. Potrzebna jest skomplikowana operacja, która oczywiście sporo kosztuje.
– Wpadłam w straszną depresję. Czułem, że jestem winna całemu złu, które spotyka moją rodzinę – opowiada pani Lucyna. Aby walczyć ze złym samopoczuciem zaczęła pisać. Dla siebie, do szuflady. Sama była zdziwiona, że skończyła książkę. Dała ją przeczytać znajomym, a Ci, ku jej zdziwieniu uznali, że jest naprawdę dobra.
– Jestem totalną amatorką. Nigdy nie napisałam żadnej książki, a oni mówili mi, że czyta się lekko i jest interesująca – opowiada. W końcu przekonali, żeby ją wydała. A na to potrzebna była następna pożyczka. W końcu wydrukowano 700 egzemplarzy. Tytuł: „Miłość z wyspy”.
– Tylko nie wiem jak wypromować. Poczta pantoflowa nie działa najlepiej – opowiada kobieta. W redakcji też przeczytaliśmy książkę. Czyta się lekko, a jest w niej wszystko. Polska, Irlandia, miłość, kryminalna intryga. Polecamy.
– Jeśli udałoby mi się sprzedać te 700 egzemplarzy to miałabym na leczenie – dodaje Lucyna. Teraz wszystko w naszych rękach, aby pieniądze się znalazły.
Ramka
Gdzie kupić ksiażkę?
Książka „Miłość z wyspy” kosztuje 8 euro. Można ją kupić pisząc do autorki na email: lucykilpedder@op.pl bądź dzwoniąc na telefon: 01 281182. Koszty wysyłki wliczone. Niedługo powinna pojawić się w polskich księgarniach na wyspie.
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.