O’Connell Street to główna ulica Dublina. Tu krzyżują się wszystkie szlaki komunikacyjne Irlandii, przez ulicę musi przejechać niemal każdy odwiedzający wyspę. Okazuje się, że w jej pobliżu mieszka aż 70 procent ludzi, którzy nie urodzili się na Zielonej Wyspie…
Co chwilę docierają do nas nowe dane ze spisu powszechnego przeprowadzonego rok temu. Niektóre są zaskakujące nawet dla Irlandczyków. Statystycy właśnie obliczyli, że w stolicy Irlandii jest aż 6 rejonów, w których rodowici mieszkańcy wyspy stanowią mniejszość. Tak jest na przykład w rejonie między rzeką Liffey a ulicą Parnell Street, czyli w ścisłym centrum Dublina. Według spisu mieszka tu 5 345 osób. Aż 70 procent z nich to imigranci. Podobnie sprawa wygląda w innych rejonach. Ponad 50 procent nie-Irlandczyków mieszka w okolicach Smithfield, przy szpitalu Rotunda, w okolicach Dorset Street, w rejonach Gardiner Street Upper/Mountjoy Square West, Bride Street/Fishamble Street oraz między Dame Street i College Green. A to wszystko przecież główne ulice Dublina.
W mieście jest też kilka rejonów, gdzie imigranci stanowią między 40 a 50 procent populacji. Tak jest przy Thomas Street, niedaleko Mountjoy Prison, na zachód od Croke Park, przy Royal Hospital w Kilmainham, wokół browarów Guinessa i przy Iveagh Gardens. To także okolice centrum.
Imigranci opanowali też okolice lotniska. Tam aż 46 procent mieszkańców urodziło się poza granicami Irlandii. Podobnie jest na zachodzie miasta w Blanchardstown-Abbotstown i Blanchardstown-Mulhuddart.
A co to oznacza? Że Dublin jest miastem międzynarodowym. Aż 218 653 mieszkańców stolicy urodziło się na terenie innych krajów. Wychodzi, że co piąta osoba mieszkająca w stolicy Irlandii, nie jest Irlandczykiem.
.W mieście jest tylko kilka dzielnic, w których rodowici Irlandczycy stanowią większość. Tak jest w Kylemore, Carna, Drumfinn, Decies, Ballyfermot, Coolock, w części Finglas, czy Clondalkin. To jednak dzielnice, gdzie lepiej nie zapuszczać się po zmroku…
Władze Irlandii już zastanawiają się co robić z tym problemem.
– Istnieje niebezpieczeństwo, że te wyspy imigrantów zamienią się w getta – przyznaje Fidèle Mutwarasibo z Immigrant Council. Co prawda doświadczenia innych europejskich krajów pokazują, że imigranci, którzy mieszkają w centrum nie mają problemów z integracją. Jednak organizacje pozarządowe już nawołują, aby politycy przeznaczyli większe pieniądze na pomoc imigrantom. Gdy teraz ich zaniedbają, to likwidacja gett może kosztować miliardy euro…
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.