Nasza Gazeta w Irlandii Wywiad z Łukaszem Tygerskim - Portal Polonii w IrlandiiPortal Polonii w Irlandii

Wywiad z Łukaszem Tygerskim

lukasz tygerskiZaczynał od publikacji na poetyckich portalach internetowych. Znany jest jako Pasio Pasiasty, Pasiasty, PascoDaGama lub po prostu Łukasz Tygerski. Uważa, że lepiej coś zrobić niż czekać na cud. W kwietniu ukazał się jego pierwszy tomik poetycki „Miraże Pasiastego”.

Z Łukaszem Tygerskim o wierszach, kobietach i Inspiracji (przez duże I) rozmawiała Samanta Stochla.

Łukaszu, właśnie został opublikowany twój debiutancki tomik wierszy „Miraże pasiastego” z kobietą i tygrysem na okładce. Jak to się stało, że wiersze zostały wydane, zamiast leżeć gdzieś na dnie szuflady czy w pamięci komputera?

W tomiku jest wiersz „Na to nie ma leku”. Powstał zanim jeszcze zacząłem udzielać się na więcej niż jednym portalu literackim. Na początku byłem tylko na via-appia.pl. Generalnie rzecz biorąc, tam „kiełkowałem”. Któregoś razu ten tekst został nominowany do wiersza miesiąca. Było bardzo dużo pozytywnych komentarzy na jego temat. I wtedy pomyślałam, że może te osoby, które mi wcześniej mówiły, żebym wszystko pozbierał i wydał, miały rację. Oczywiście ja dojrzewałem do tego pomysłu ponad rok. „Na to nie ma leku” – to był 2012, kiedy napisałem ten tekst. Wiersze w tomiku to zbiór z ponad trzech lat. Ludziom się to po prostu podobało. Natomiast ja, w imię zasady, że lepiej coś zrobić niż siedzieć i czekać, aż cud się objawi, wysłałem teksty do trzech wydawnictw.

Jak to dalej wyglądało?

Wysłałem po 2-3 wiersze na próbę. Andrzej Żmuda z wydawnictwa Sowello z Rzeszowa odpisał. Uważał, że wiersze są ciekawe. Takie inne. Zebrałem 50 tekstów. Podpisaliśmy umowę i potem rozpoczął się proces wydawniczy. W wyniku przeformatowania „Oleanny” w tomiku zmieścił się 51 wiersz na okładce. Książka ukazała się po Wielkanocy.

Czym dla ciebie są twoje wiersze? Czy to coś w rodzaju autoterapii, czy raczej wyrażanie siebie i zabawa?

Mam taki wiersz, który nazywa się właśnie „Wiersze”. W nim obrazuję, że w większości wypadków u wszystkich ludzi, którzy cokolwiek piszą, ich teksty literackie, jak zresztą inne wyrazy artystyczne – to jest pranie. To pranie trzeba zrobić, trzeba je rozwiesić i to pranie wisi. Będzie płacz, jak przyjdzie wiatr, zdmuchnie klamerki i pranie poleci. Wybrudzi się albo w ogóle zaginie. I tak teksty giną. Są takie ubranka, których nigdy nie pierzemy. Trzymamy je w szufladzie na specjalną okazję. Są dla nas jakieś bliskie sercu. Niektórzy mają takie teksty, utwory muzyczne lub malunki, których prawdopodobnie nikomu nie pokażą. Ja może mam kilka takich. Głównie jednak traktuję moje wiersze jako element uboczny życia. To taki półprodukt.

Gdzie i jak szukasz inspiracji?

Jak się czegoś szuka, to się nie znajdzie. Najlepiej się znajdzie, jak się wcale niczego nie szuka. Tak jest z sytuacjami, tak jest ze zbiegami okoliczności i tak jest przede wszystkim z kobietami. Dokładnie tak samo jest z Inspiracją. Ona sama musi przyjść. Zapukać. Powiedzieć: „Dzień dobry. Jestem Inspiracja. Ja tu przyszłam, rób herbatę.”

I robi się …

I robi się (śmiech). Oczywiście nie wszyscy tak mają. Są takie osoby, które, gdy przychodzi do nich Inspiracja, mówią: „Nie mam czasu, nie mam czasu… Ja muszę teraz  iść. Tu mam sprawę do załatwienia, tam mam sprawę do załatwienia… Potem”. Ignorowana Inspiracja pójdzie sobie i ludzie czekają, aż wróci… Czasem do 30 lat.

A propos kobiet… Jaką one odegrały rolę w twojej twórczości? Tomik wierszy zadedykowałeś ex muzom.

Zawsze powtarzam, że wszystkie moje „ex” były wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Odegrały bardzo istotną rolę. Każda z nich wniosła coś do mojego życia. Nie, żebym był jakiś specjalnie reformowalny… Jak ktoś chce mieć tresowanego tygrysa, musiałby zgłosić się do mojej mamy, jak miałam 2 latka. Może wtedy by się udało (śmiech).

Czy każda z twoich kobiet „zasłużyła” na wiersz?

Nie. Nie każda, ponieważ nie każda była moją muzą. Niemniej w idealnym świecie każda z tych kobiet, powinna zasłużyć na wiersz. Na pewno czegoś się od każdej z nich nauczyłem. Wniosły coś do mojego życia i do moich tekstów literackich. W niektórych tekstach są opisywane bohaterki. Czasem pierwowzory są bardziej widoczne, czasem mniej…

Te teksty są takie bardzo męskie w moim odczuciu.

Są teksty, które są męskie, i teksty, które są niebywale miękkie. Ludzie są zaskoczeni, że ja mogę w ten sposób do tego podchodzić. Taką mam naturę. To nie jest tak, że budzę się codziennie i mam ochotę na to samo. Na ten sam posiłek czy ten sam rodzaj muzyki. Nie występuję tylko w jednej formie. Ludzie lubią we mnie to, że jestem ciekawy. Nie można mnie zamknąć w ramy. Na tej samej zasadzie tworzę moje teksty, których również nie można zamknąć w ramy. Dwa wersy dalej może wyskoczyć coś, co zapamiętamy.

Znaczy się tygrys?

Tak, wyskoczy tygrys (śmiech). Wyskoczy tygrys zza wersów, bo gdzieś on tam jest. Prędzej czy później wyskoczy. Może być uśpiony, tak, jak na okładce. Niektórzy mówią, że jest „zamulony” i jakiś taki pokorny. Ale on tam jest. Czeka…

Łukaszu, jak odbierasz krytykę swoich wierszy?

Różni ludzie uważają różnie. Ja uważam, że odbieram krytykę prawidłowo. Jeżeli ktoś mi mówi, że tekst jest do niczego, to nie jest krytyka. Jeżeli ktoś mi mówi „Nie podoba mi się” to okej, przyjąłem do wiadomości. Natomiast, jeśli ktoś wytyka mi na przykład, że nie ma czegoś takiego jak balustrada ze szczeblami, jeżeli ktoś mi wytyka takie błędy (bo jak inaczej nazwać barierki na mostach…), to z takimi osobami nie mam się po co kłócić. Według mnie to nie jest krytyka. Konstruktywna krytyka, bo tylko taką przyjmuję, to jest „Podoba mi się to, to i to… Nie podoba mi się to, to i to ”. Jeszcze bardzo byłoby mi miło, gdyby ktoś mi wyjaśnił „Dlaczego?”. Z subiektywnego punktu widzenia, nie ma sprawy. Jeżeli ktoś mi wytyka błędy, które nie są błędami, a są nimi tylko w subiektywnym odczuciu tej osoby, to ja nie jestem zainteresowany taką opinią.

Gdyby ktoś do ciebie przyszedł i powiedział „No wiesz, piszę coś tam…”, to co byś mu doradził?

Ja nie zajmuję się doradzaniem. Każdy przypadek jest zupełnie indywidualny i inny. Trzeba byłoby przestudiować sytuację i przestudiować materiał. Sprawdzić, czy to ma jakieś ręce i nogi… To nie jest tak, że można dać rady ogólne na zasadzie „Śpiesz się powoli”. Większość osób puszcza swoje teksty do Internet albo daje znajomym. Tam nie dowie się za dużo. Gdybym miał doradzać takiej osobie, to najlepiej, jeśli znajdzie kogoś, kto zajmuje się pisaniem. Publikuje albo redaguje teksty literackie. To jest jakiś zaczątek. Od czegoś wtedy może zacząć. Na przykład od tego, czy wybrać teksty z interpunkcją, czy nie. Nawet, jeśli ktoś pisze tylko do szuflady, to ćwiczy swoje pisanie. To pisanie wraz z tą osobą wzrasta. Wyrabia się taka pisarska intuicja. Musi jednak przyjść ktoś, kto to zweryfikuje. W przeciwnym wypadku nie będzie postępów. Ponadto, żeby przejść z etapu „Jestem w szufladzie” do etapu „Nie jestem w szufladzie”, trzeba mieć przynajmniej 50 procent pewności siebie. Wierzyć, że mam już COŚ do powiedzenia swoim tekstem i wiem, że to jest MÓJ tekst. Jeżeli tylko zaistnieje taka sytuacja, to już jesteśmy w połowie drogi. Dalej to już wszystko zależy od czasów i człowieka…

Łukaszu, czego można Ci życzyć?

Nie wiem (śmiech). Najchętniej to bym nic nie zmieniał. Tak nie można. Jeśli ktoś cokolwiek chce mi życzyć, to tylko i wyłącznie, aby było jak najmniej „hejterów”. Tych to ja nie lubię. Przychodzą, marudzą i najeżdżają na teksty. Kiedyś, jak ktoś przyszedł i powiedział w niezbyt sympatyczny sposób, że mu się nie podoba, to musiał liczyć się z konsekwencjami. Teraz mamy dobę Internetu i nie grożą nam żadne konsekwencje. Takie czasy. Ludzie po prostu się rozbrykali.

Rozmawiała Samanta Stochla

 

Łukasz Tygerski
Urodził się w 1983 roku we Wrocławiu. Okres szkolny spędził w Poznaniu. Nie pamięta, kiedy dokładnie zaczął pisać, ale z kreatywnością nigdy nie miał problemów. Postęp literacki nastąpił jednak dopiero po tym, jak przeprowadził się do Dublina.

Tomik wydany został przez rzeszowskie wydawnictwo Sowello. Zarządza nim redaktor Andrzej Żmuda O twórczości Tygerskiego powiedział, że można w niej znaleźć „liryczne perełki”.

(Andrzej Żmuda między innymi jako pierwszy wydał tomiki Rafała Czachorowskiego, który jest teraz prezesem Fundacji Dużego Formatu, ściśle związanej z poecipolscy.pl)


Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.