Choć sam nie lubi tego określenia, często jest nazywany polskim Rubensem. Portret piosenkarza Paula Brady jego autorstwa jest umieszczony na ścianie przy galerii The Icon Factory na Temple Barze, w samym sercu Dublina. Jego ,,Kobiety” są już rozpoznawalne, a on sam zarysowuje czasem kilkanaście kartek dziennie, tworząc kolejne projekty.
Z Pawłem Jasińskim, artystą malarzem, rozmawiała Samanta Stochla
Pawle, twoje obrazy są rozpoznawalne. Pokazujesz na nich tęgie kobiety w sytuacjach dnia codziennego. Jednak te płótna, zamiast szpecić i szokować, pokazują piękno tych kobiet. Skąd u ciebie zainteresowanie tematem otyłości?
Nie wiem, czy ja jestem zainteresowany otyłością… Bardziej widzę swoje kobiety na obrazach jako symbol matki ziemi, jako synonim płodności. Faktycznie, na wielu moich obrazach odnaleźć można duże, masywne kobiety. Ale nie ma to podkreślać ich otyłości, a raczej symbolizować rolę kobiety w naszym życiu. Ona na obrazie jest całkowicie w centrum. Jest tylko kobieta i tło. Pomysł na portretowanie dużych kobiet, często odrealnionych, narodził się przypadkowo i od lat nie daje mi spokoju. Maluje zatem swoje damy za każdym razem, gdy wpada mi do głowy jakiś pomysł lub wizja obrazu. Nie ma to nic wspólnego z ośmieszaniem kogokolwiek lub promocją otyłości. Myślę przy okazji, że ocenianie ludzi poprzez pryzmat wyglądu i ilości kilogramów nie jest godne pochwały. Kanon piękna, dzięki globalizacji, próbuje się dziś ujednolicić, a przecież w różnych krajach i kulturach ten kanon bardzo różni się od siebie.
Nazywany jesteś polskim Rubensem. Jak myślisz, czemu zawdzięczasz to określenie?
Może to zabrzmi dziwnie, ale nie przepadam za tym artystą. W ogóle mnie on nie interesuje. „Moje kobiety” są inne niż te rubensowskie. Rubens malował w pewnym specyficznym stylu. W okresie największego sukcesu używał wzornika i uczniów, by zdążyć z zamówieniami. To dla mnie dość dziwne i nie do przyjęcia, by zlecać komuś namalowanie swojego obrazu. Maluję też portrety ludzi, jak ten prezentowany portret mojej sąsiadki, miasta i martwe natury. Wolałbym, aby moje obrazy były po prostu moje. Porównywanie mnie do takich sław, to chyba przesada (śmiech). Choć kto wie, życie ostatnio bardzo mnie zaskakuje…
Zazwyczaj ilustracje robi się do tekstu. Anna Blashke przygotowała tekst, a właściwie całą książkę do twoich obrazów. O czym jest ta książka i czy można ją jeszcze gdzieś dostać?
Książkę napisała pani Anna Blashke, krakowska poetka i pisarka, która w czasie moich studiów bezinteresownie bardzo wiele mi pomogła. Książka jest w pewnym stopniu surrealistyczna. Pewien artysta spotyka starszego mężczyznę, który zleca namalowanie obrazów dziwnych, nierealnych kobiet ze snów. Artysta na początku nie jest zainteresowany. Wreszcie ulega i maluje cały cykl, który okazuje się dla niego wyzwaniem życia. Niestety prawdziwe życie pisze swoje scenariusze. Pani Ania zmagała się z chorobą i nie udało nam się tej książki wydać.
Mam nadzieję, że kiedyś uda się zdobyć fundusze na opublikowanie książki i ta historia zakończy się happy Endem, pomimo tego, że pani Ani już nie ma wśród nas. Znam też inną historię… Miałeś wystawę w The Icon Factory. Galeria wydrukowała twój obraz na ścianie przy wejściu. Każdy może pójść i zobaczyć. To był wielki sukces. Jak się wtedy czułeś?
Nadal się czuję zaskoczony i szczęśliwy. Wydarzyło się to całkiem niedawno. Galeria mieści się na Temple Bar w samym sercu Dublina. Właściciel galerii Irlandczyk Barney Phair oraz koordynatorka projektu The Icon Factory, polska artystka Aga Szot, zaprosili mnie do swojego projektu. Portret irlandzkiego piosenkarza Paula Brady bardzo im się spodobał i postanowili zamieścić go na ścianie. Trochę się zdziwiłem, gdy okazało się, że umieścili go w centralnym miejscu, tuż przy wejściu do galerii. Mogę przyznać, że to wyjątkowe uczucie pozostawić po sobie ślad na fragmencie miasta.
Pawle, miałam okazję oglądać twoje projekty do kubków, które robi twój brat w ramach Poczty Kubkowej. Są charakterystyczne. Wiele postaci z waszych kubków ma w oczach spirale. Co ona oznacza?
Tak, to prawda. Poczta Kubkowa to portal mojego brata, któremu użyczyłem swoich śmiesznych postaci rysunkowych. Są zabawne i bardzo uproszczone. Wymyśliłem te oczy, by podkreślić zabawny szalony wręcz charakter rysunków. Każdy z nas nosi w sobie jakiegoś małego pozytywnego szaleńca, jakieś dziecko, które pozwala nam oderwać się od życia codziennego i pomyśleć o sobie z dystansem, choćby przez chwilę, gdy łapie po swój ulubiony kubek. Pośmiać się z kawałów lub zrobić psikusa. Życzę wszystkim, aby znaleźli w sobie odrobinę szalonej osobowości i jak dzieci cieszyli się prostymi życiowymi czynnościami.
W jaki sposób pracujesz? Widziałam twoje szkice. Są bardzo przemyślane, dokładne, niczym osobne dzieła sztuki. Jak w twoim przypadku wygląda proces tworzenia od idei do gotowego dzieła?
Impuls. To chyba najlepsze określenie na mój sposób działania. Czasem moje projekty czy pomysły na obrazy wyskakują same. Ale jeśli wydaje się, że są one bardzo dopracowane, to raczej wynika z selekcji projektów i wybierania tych najlepszych. Zarysowuje czasem kilkanaście kartek dziennie. Wszystkie te projekty archiwizuję, żeby nic mi nie uleciało, a te nieudane od razu wyrzucam.
W swoich obrazach czasem używasz dużo złotej farby. Czy to pozostałość po studiach sztuki sakralnej, które ukończyłeś w Krakowie? Mam wrażenie, że ta złota seria, to taki ukłon w stronę Krakowa.
Cały okres studiów to czas obcowania z dziełami Krakowa, nie tylko sztuki sakralnej. Myślę, że faktycznie mogło mieć to duży wpływ na mnie. Złoto jest magiczne i kosmiczne. Pojawia się na tych obrazach, gdzie próbuje o tym zakomunikować.
Zaprojektowałeś i wykonałeś Statuetkę Grand Prix Short Film Festival Oddalenia 2016. Czym się sugerowałeś, tworząc właśnie taką rzeźbę?
Pomysł połączenia drzewa owiniętego symbolicznie czymś w rodzaju taśmy filmowej był jakby odruchowy. Mnie drzewo kojarzy się z zapuszczaniem korzeni, a korona drzewa i szum liści z opowiadaniem pewnej historii. Festiwal ewoluuje i staje się międzynarodowy. Pomyślałem, że każdy z uczestników będzie opowiadać historię swojego kraju, tak jak drzewo, które ma coś do zakomunikowania i szumi pod wpływem wiatru. Taśma filmowa miała być sposobem tej komunikacji. Ot, tak to sobie wymyśliłem…
Fantastycznie, przyznam. I ten złoty kolor… Jakby drobinki magii i kosmosu… Piękne to było. Powiedz mi proszę, gdzie w najbliższym czasie będzie można zobaczyć twoje obrazy?
Przygotowuję się do dwóch naprawdę dużych wystaw i zaczynam odczuwać pewnego rodzaju napięcie i obawy. Pierwsza to Wystawa w Hunt Muzeum w Limerick, w ramach obchodów festiwalu Polish Art Festival od 29 września do 14 października. Druga wystawa będzie w POSK w Londynie. To najprawdopodobniej największe jak dotąd z moich wyzwań. Mam nadzieję, że nie zawiodę.
Jakie marzenia ma artysta? Czego mogę ci życzyć?
Wiem, że czeka mnie wiele pracy. Należałoby mi życzyć dużo sił, aby temu podołać. Marzę o tym, by swoją twórczością choć trochę zmieniać świat i dawać mu trochę siebie.
Rozmawiała Samanta Stochla
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.