Zdjęcie: Samanta Stochla
W trakcie Ostróda Reggae Festival zespół KoNoPiAnS obchodził swoje 20 urodziny. Powstał w Czeladzi, a ich żywiołowa muzyka łączy w sobie elementy gatunków takich jak ska, rocksteady i skinhead reggae. Na koncie mają cztery wydawnictwa płytowe, natomiast ich koncerty, pełne energii i improwizacji, dają gwarancję dobrej zabawy.
Z Marcinem „Cozerem” Markiewiczem, współzałożycielem zespołu, wokalistą, autorem tekstów i trębaczem, rozmawiała Samanta Stochla.
Marcinie, na waszej stronie internetowej widnieje napis „KoNoPiAnS – Oldschool reggae”. To dobre określenie. Wasza muzyka swoim stylem cofa mnie w przeszłość, a jednocześnie poprzez teksty piosenek pozwala być tu i teraz. Jako zespół dorobiliście się własnego, rozpoznawalnego stylu. Na czym ten styl polega? Co jest jego siłą?
Są pewne kanony w muzyce reggae, co widać po polskich zespołach. Gdy ktoś gra na przykład muzykę ska, to robi to przez naśladownictwo estetyki tego stylu i tego się trzyma. Zdarza się, że w trakcie festiwalu grają trzy zespoły po sobie. W zasadzie się zmienia wokalista, styl na scenie pozostaje ten sam. KoNoPiAnS „ugrał” i osiągnął swój styl, bo my nie trzymaliśmy się sztywno jednej stylistyki. W założeniach było wczesne reggae, muzyka jamajska końca lat 60. Taka z jajem i świetnym brzmieniem. Tak graliśmy na początku, ale cały czas był w nas ten duch poszukiwań… Potrzeba realizacji samych siebie… W naszej muzyce są elementy ska, reggae czy dubu… Mieszamy style, ale myślę też, że charakter naszej muzyki wyszedł z czeladzkiej ziemi. Poza tym na przestrzeni 20 lat zmieniali się muzycy. Mamy niedużo, bo cztery wydawnictwa na koncie i praktycznie na każdym nagrywali inni ludzie. Z całego zespołu tylko ja byłem przez te 20 lat. Każda płyta jest trochę inna, bo to ludzie tworzą muzykę. Otwarci jesteśmy na to, co nowe osoby wprowadzają do zespołu. Tworzymy wspólnie… Z drugiej strony trzymamy się jako zespół. Taki jest dzisiejszy KoNoPiAnS.
Przez 20 lat istnienia zespołu zapewne były wzloty i upadki. Co uznałbyś za największy sukces zespołu, a co było jego dużą porażką?
Największym sukcesem jest fakt, że zespół jest zapraszany na festiwale w całym kraju, łącznie z tymi największymi, jak Ostróda czy Woodstock. Byliśmy też za granicą, są dobre recenzje naszych płyt. Mimo wiatru, bo cały czas jest mega wiatr w oczy, zespół istnieje, tworzy, ma swoich fanów. Muzykowanie to bardzo trudna dziedzina, a prowadzenie zespołu tym bardziej. Nie jest to jedyne zajęcie, którym się zajmujemy. Każdy z coś robi, gdzieś pracuje… Po południu, wieczorami, w weekendy uprawiamy muzykę jako pasję. To jest nasz największy sukces. Natomiast jeśli chodzi o porażki, nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy… Trudne są rozstania z ludźmi. Bardzo przeżywałem, gdy ktoś rezygnował albo musiał zrezygnować, albo z innych powodów odszedł z zespołu. To była dla mnie największa „załamka”. Pożegnaliśmy dwóch kolegów, dwóch basistów, tak się złożyło. Jednym był basista jeszcze z pierwszego składu, który zakładał ze mną zespół… Wiesz, w latach 90. heroina była modna na „bajzlu” w Katowicach. Tam był dramat z tymi ludźmi… On też w to wpadł. Wpie… się w nałóg i zaćpał na śmierć. Drugi basista zginął w Holandii w wypadku samochodowym. Wyjechał do pracy i zginął. To są takie międzyludzkie dramaty… W zeszłym roku zespół KoNopiAnS wydał płytę „Mental Skataklism”. To taka społeczna tekstowo płyta, która opowiada o „naszym podwórku”. Fajne jest to, że treść tej płytyopowiada o codzienności. Płytę wydaliśmy przed sezonem koncertowym… i nie zagraliśmy na żadnym festiwalu reggae. Nikt nas wtedy nie zaprosił, pomimo że wysłaliśmy ponad 250 kopii wszędzie, gdzie tylko mogliśmy. To też było dla nas przykre… Bolało, bo byliśmy zadowoleni z tego, co zrobiliśmy… Ten sezon jest fajny. Może na hasło „20-lecie” ruszyło się trochę. Celebrujemy nasze urodziny. Ograliśmy trochę festiwali i jest bardzo aktywnie, ale zeszły rok przesiedzieliśmy w domu. Okazało się również, że przychodzą kolejni muzycy z którymi też można współpracować i powstają nowe sytuacje.
Co znaczy według ciebie robić swoje?
Dla mnie robić swoje, to robić coś z pasją. Niezależnie od tego, czy to przynosi sukcesy, czy nie. Najważniejsze, żebyś ty miała frajdę i „radochę” z tego, co robisz. Sukcesy przychodzą, jeżeli robisz coś prawdziwie z pasją, a myślenie o sukcesie zostawiasz na drugim planie. Skupiasz się na tym, co sprawia ci radość… I nie oglądasz się, nie czekasz, aż ktoś się odezwie, zaprosi… Tak jak mówiłem, zeszły rok przesiedzieliśmy w domu, ale ja to zaakceptowałem. Jest płyta „Mental Skataklism”. Napisałem te teksty. Od 13 lat pracuję z ludźmi jako listonosz, sporo widzę, Opisałem rzeczywistość. Akceptacja jest bardzo ważną rzeczą. Kiedy akceptujesz to, co cię spotyka, nawet jak ci nie idzie, to gdy oswoisz się z sytuacją, życie pocieszy cię od czasu do czasu. Przyjdzie coś fajnego…
Widziałam, że zagraliście w areszcie śledczym w Katowicach? Jak do tego doszło?
W Areszcie Śledczym przy ulicy Mikołowskiej w Katowicach zagraliśmy po raz pierwszy. Pracuje tam Wojciech Brzoska, znany poeta. Od jakichś 10 lat organizuje koncerty dla osadzonych kobiet i mężczyzn. Robi to dla tych ludzi, aby umilić im trochę ten trudny czas…. Osiem lat temu miałem okazję być na takim koncercie grupy Świetliki. Moja dziewczyna Joanna robiła tam zdjęcia dla Gazety Wyborczej. To było niesamowite przeżycie. Potem poznałem Wojtka, który od dwóch lat starał się nas namówić… Obiecałem, że jak okoliczności będą sprzyjające, to zagramy. Takie pojawiły się w sierpniu tego roku i zagraliśmy koncert dla osadzonych tam kobiet. Przeżycie niezwykłe… Nasza ostatnia płyta jest dość społeczna, więc oprócz energicznej muzyki trafiały do nich teksty z życia wzięte. Widziałem, że te kobiety wsłuchiwały się, odwzajemniały uśmiech… Choć panował tam pewien stopień nieśmiałości i zawstydzenia…
Z tego koncertu wyszedł videoklip do utworu „Rememba!” zrealizowany przez Tomasza Sztajera. Ta historia miała również inny epilog…
Dokładnie… Zagraliśmy na bis „Duszę się”. Stary utwór jeszcze z początków zespołu… Tekst napisał po części Żaba, nasz były gitarzysta… Jakieś dwa tygodnie później idąc ulicami Katowic, zostałem zaczepiony przez młodą, szczupłą kobietę. Zapytała, czy jestem z KoNoPiAnS. „Owszem” – odpowiedziałem. I ona zaczęła śpiewać cytat z tego utworu: „Ja chcę żyć, ja nie chcę umierać, a tak niewiele potrzeba…” Powiedziała, że była na naszym koncercie, bo siedziała w celi. Dodała, że trochę narozrabiała, ale już wyszła i nie chce tam wracać już więcej! Wzruszony poszedłem dalej.
Piękna historia… Powiedz mi proszę, czego mogę życzyć zespołowi z okazji 20-lecia, a zwłaszcza, czego mogę życzyć tobie?
Robienia swojego. Nic na siłę, nic na pokaz, nic za wszelką cenę… Spokojnego tworzenia, tak, byśmy mogli uprawiać muzykę, a KoNoPiAnS jeszcze trochę pograł… Jesteśmy coraz starsi, mamy coraz więcej obowiązków zawodowych, rodzinnych i tak dalej… Ciężko jest się zebrać, ale niech wyniknie jeszcze coś ciekawego… Chcę również zająć się solowymi rzeczami, bez ciężaru organizacyjnego. Właśnie to dało mi najbardziej w kość. Chciałbym indywidualnie popracować nad muzyką i zrealizować kilka nagrań autorskich. Tego możesz mi życzyć.
Czy wiesz już, w którą stronę chcesz iść w tych nagraniach?
Horyzonty na razie są szerokie, to rzeczy od dubu, chilloutu, poprzez poezję, rap i muzykę taneczną. Jeszcze nie wiem… Myślę, że będzie to urozmaicona muzyka. Muszę popróbować…
Rozmawiała Samanta Stochla
Zdjęcia z aresztu: Joanna Nowicka.com
Redakcja portalu informuje:
Wszelkie prawa (w tym autora i wydawcy) zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów zabronione.